Katsumi
Administrator
Dołączył: 30 Gru 2008
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chaos
|
Wysłany: Sob 1:24, 03 Sty 2009 Temat postu: Metodyczność szaleństwa i zburzona stateczność [Dir en Grey] |
|
|
Kolejny raz zastanawiał się. W sumie nad niczym konkretnym. Pozwalał błądzić jego myślom w odległe zakamarki nieznanego, na każdym kroku tej wędrówki natrafiając na przeróżne pytania. Po co żyje? Dlaczego żyje tak, a nie inaczej? Jak to się stało, że jest teraz tym, kim przyszło mu być? Czy w jego życiu cokolwiek było sprawiedliwe? A jeśli tak, to co? W tym momencie Daisuke Andou nie potrafił, a nawet nie chciał znaleźć odpowiedzi na te pytania. Upajał się swoim wisielczym humorem, niemal masochistycznie dobijając wizjami tego, co mógł mieć, a z różnych powodów tak się nie stało. W większości były to drobnostki, ale w tym momencie on wyolbrzymiał te codzienne niepowodzenia do rangi katastrof życiowych.
Mógł wrócić z Toshiyą motorem z ostatniej próby - Kaoru pierwszy wpakował się na pojazd, a on przyszedł do domu cały przemoknięty, bo zachciało mu się wracać na piechotę zamiast metrem, gdy w połowie drogi zaczęło lać jak z cebra. Mógł mieć najnowszy model gitary Fendera, ale oczywiście Kaoru go w tym ubiegł. Mógł dostać mieszkanie, które pozostało puste, gdy wyprowadził się ich menadżer. Duże, wygodne, blisko do centrum i studia. Idealne dla lidera, jak to stwierdził Kaoru. Mógł jechać z Kyo na wakacje, Kaoru uznał, że to niemożliwe, gdyż mieli do zmiksowania ścieżki.
Do głowy wpadła mu nieco irracjonalna myśl, że niedługo będzie musiał mieć od lidera specjalne pozwolenie na oddychanie.
Kaoru. Zawsze musiał wsadzić gdzieś swoje trzy grosze. Coś działo się z różnych powodów? Nie byłby sobą, gdyby nie stanowił jednego z nich.
Więc może ta myśl wcale nie była taka irracjonalna.
Miał ochotę porządnie się schlać. Kao z pewnością się wkurzy. Ale czy chociaż raz nie można by było chrzanić tego perfekcjonistycznego popaprańca? Chociaż raz nie być na uwięzi jego głupich zakazów?
Gitarzysta wstał z fotela. Za oknem błyskały światła samochodów. Było już późno, a jutro mieli próbę. Trzeba w końcu przestać żyć z zegarkiem w ręku - pomyślał Die i z tym postanowieniem udał się do sklepu.
Ale co mi to da, że się upiję? Przyjdę jutro na kacu do studia, zawalę robotę i Kaoru będzie się na mnie wyżywał do późna w nocy. Że też on nigdy nie ma kaca. Rudy zapłacił za dość sporą ilość alkoholu i wyszedł ze sklepu. A gdyby tak … uśmiechnął się do swoich myśli i w nieco lepszym humorze powędrował przed siebie.
-Die, co ty tu u diabła robisz o tej porze?- Zdziwiony i zirytowany Kaoru otworzył mu drzwi. Był w samych bokserkach, co sugerowało, że najwidoczniej drugi gitarzysta przerwał mu sen.
-Mam doła.- Odparł, a lider westchnąwszy wpuścił go do środka. Zgodnie z przewidywaniami Die'a w domu Kaoru panował idealny porządek. Zresztą, co tu dużo mówić, we wszystkich dziedzinach jego życia był cholerny ład.
-Jutro mamy próbę, planowałem się wyspać.- Mruknął ciemnowłosy, dając swojemu towarzyszowi do zrozumienia, że nie wybrał najlepszego momentu na odwiedziny.
-Powiedz mi Kaoru …- Daisuke przerwał na chwilę, zastanawiając się, czy może nie powinien zwracać się do niego panie Niikura, ale stwierdził, że wtedy nie mógłby nazywać go kumplem, a raczej współpracownikiem. Nie popadajmy w skrajności. Chociaż czy Kao nie popada w skrajność ze swoim perfekcjonizmem?
-Tak?- Burknięcie rozmówcy przypomniało mu o jego obecności.
-Czy ty wszystko masz zaplanowane? Nigdy nie pozwalasz sobie na jakieś odstępstwa od rutyny?- Spytał, stawiając reklamówkę przy stoliku w salonie, a sam usiadł na fotelu.
-A co tobie do tego?- Odpowiedział mu głos z sypialni, gdzie Kaoru poszedł nałożyć coś na siebie. -Chyba ci to nie przeszkadza.- Starszy wszedł do salonu, zajmując miejsce na kanapie.
-Ty to powiedziałeś.- Die obserwował przyjaciela, lecz nie dopatrzył się u niego ani śladu niepewności, czy zakłopotania. Nic go nie rusza. -Czy masz w swoim napiętym harmonogramie czas, by spojrzeć na drugiego człowieka i zastanowić się co czuje? Wiecznie poukładany Kaoru Niikura, lider zespołu, nie wie nawet co dzieje się …- jego wywód przerwał drugi mężczyzna.
-O co ci chodzi Daisuke?- W jego głosie zabrzmiała nuta desperacji. Die miał trochę racji. Nie był taki głupi, jakiego zwykle zgrywał, choć może i na takiego wyglądał. W jego szaleństwie była metoda. Odcinał się od świata, którego nie chciał znać, ale to nie znaczyło, że nie wiedział, co się w tym świecie dzieje. Bądź, co bądź, ale ten świat stanowił jego integralną część.
Kaoru nieświadomie kapitulował. Chciał coś zmienić, ale nie wyobrażał sobie innego życia. Aż tu nagle pojawił się Daisuke Andou i kilkoma słowami zburzył budyneczek stateczności, jaki lider z mozołem stawiał od wielu lat.
I choć nie przyznawał się do tego nawet przed samym sobą, to Die dał mu nadzieję. Nadzieję na inne jutro.
-Tak naprawdę to nie wiem. Chyba nie powinno mnie to obchodzić, więc czemu tak jest?- Zadał pytanie, które zawisło między nimi bez skonkretyzowanego adresata. Mierzyli się zainteresowanymi spojrzeniami, jakby właśnie dokonali wzajemnej zamiany ciał.
Ciemnowłosy uśmiechnął się nieco kpiąco.
-Dobrze, więc …- Postanowił zmienić temat, gdyż przez chwilę poczuł się niepewnie. -Mów, co z tym dołem.
-Ach, dół. Trzeba zalać.- Die sięgnął do reklamówki i wyciągnął z niej dwa piwa. Widząc sceptyczną minę swojego kumpla, chwycił butelkę whisky, na co tamten przewrócił oczami.
-Die …- Jęknął.
-To bardzo głęboki dół.- Stwierdził młodszy. Kaoru bez słowa poszedł po szklanki. Usadowili się na dużej kanapie z zamiarem obejrzenia jakiegoś horroru, który od dawna gnił na stojaku z płytami. Lider rzucił kontrolne spojrzenie na zegarek, wskazujący wpół do pierwszej.
-Wiesz, że jutro będziesz nieżywy na próbie?- Uświadomił przyjaciela, popijając trunek.
-Wiem, ale chyba nie myślisz, że się tym przejmę.- Odparł, uśmiechając się z niejakim tryumfem. Daisuke miał swój plan na tą noc i, jak do tej pory, nic nie przeszkadzało mu w jego realizacji.
Sekundy zamieniały się w minuty, a minuty w godziny, więc kiedy film się skończył obaj gitarzyści smacznie spali.
Rano Kaoru obudził dzwonek jego telefonu. Otworzył oczy i podniósł się gwałtownie, dopiero po chwili orientując w sytuacji. Rudy leżał obok, z twarzą przytuloną do małej poduszki.
-Słucham!- Warknął do słuchawki, gdy w końcu udało mu się zlokalizować komórkę.
-Kaoru, stało się co? Dlaczego nie ma cię na próbie?- Usłyszał zaniepokojony głos Shinyi. -Jest może z tobą Die?- Dodał, a Kao momentalnie nabrał ochoty na mordowanie.
-Nie, Shin, nic się nie stało. Niedługo przyjadę i zastanowimy się, czy chcemy kogoś w zastępstwie za Die'a, czy może też poradzę sobie sam.- Odparł sztucznie słodkim tonem, aż perkusista poczuł, że zaczynają go boleć zęby. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, gdyż ciemnowłosy przerwał połączenie. Zwrócił się w stronę wciąż śpiącego kumpla.
-Ty mała, przebrzydła gnido. Ja ci kiedykolwiek dam doła! Chwycisz za łopatę, zanim w ogóle zechce mieć rację bytu i będziesz zasypywał! Wredny, nieodpowiedzialny kretyn …- Mruczał do siebie, szukając zapalniczki.
-Też cię kocham.- Usłyszał cichy pomruk z kanapy, gdzie Die podnosił swoje zwłoki.
-Zrobiłeś to specjalnie!- Starszy oskarżycielsko wymierzył palcem w stronę przyjaciela. Tak naprawdę wcale nie był zły, chciał się roześmiać, usiąść spokojnie, odwołać próbę i wypić herbatę, gadając o głupotach z Die'm. Ale nie mógł.
A tak właściwie, to dlaczego?
Był liderem, odpowiedzialnym za zespół.
Ale był też człowiekiem.
Nie zwykłym człowiekiem.
No jasne, cyborgiem.
Die zdążył już wyrzucić z siebie kilkanaście zdań na temat przewrażliwienia Kaoru, podczas, gdy ten toczył wewnętrzną bitwę ze swoim sumieniem.
-Chodź, Die. Napijemy się herbaty.- Uśmiechnął się i gestem nakazał iść za sobą do kuchni.
|
|