Katsumi
Administrator
Dołączył: 30 Gru 2008
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chaos
|
Wysłany: Nie 14:45, 18 Sty 2009 Temat postu: Pułapka. [Dir en Grey] |
|
|
Die wszedł do sali prób, od razu kierując się do kuchni po kawę.
-O, Shin znowu zawozi Miyu do weterynarza?- Spytał, widząc, że perkusista kolejny dzień z rzędu nie przyszedł na próbę o wyznaczonej godzinie.
-Jak to znowu? I skąd wiesz, że zawozi Miyu do weterynarza? Przecież przed sekundą do mnie dzwonił.- Spytał Kaoru, marszcząc czoło. Die uświadomił sobie, że ma déjà vu, gdyż wszystko wyglądało dokładnie tak, jak poprzedniego dnia. Nie było Shina, Kyo siedział na parapecie, Toshiya pił kawę, a Kaoru palił papierosa, oparty o ścianę przy oknie. Z drugiej jednak strony déjà vu charakteryzowało się przecież brakiem możliwości określenia czasu tego rzekomo powtarzającego się wydarzenia, a tym bardziej jest się przekonanym, że to wrażenie jest irracjonalne. W takim razie Die nie miał déjà vu. Nie wiedział, jak to nazwać.
-No, przecież wczoraj też był u weterynarza z Miyu.- Odparł oczywistym tonem młodszy gitarzysta.
-Chciałbym ci przypomnieć, że to ty wczoraj się spóźniłeś i, o ile pamiętam, Shin był na czas.- Mruknął lider, po czym zmrużył oczy, gdy dostał się do nich papierosowy dym.
-Co ty gadasz, przecież spóźniłem się przedwczoraj, a wczoraj byłem o czasie, tak, jak dzisiaj.- Die miał dziwne przeczucie. Coś było nie tak, ale on jeszcze nie wiedział co.
-Przedwczoraj nie mieliśmy próby, idioto.- Powiedział Kyo, a Die przypomniał sobie, że w komórce zobaczył rano datę drugiego lipca, a przecież dzisiaj był trzeci. Przełknął ślinę.
-Dlaczego dzisiaj jest wczoraj?- Spytał, zdając sobie sprawę, jak idiotycznie to brzmi. Toshiya parsknął śmiechem, a Kaoru i Kyo spojrzeli na niego z politowaniem. Poczuł, że ogarnia go przerażenie.
-Nawet nie myśl, że odwołam próbę, bo upadłeś na głowę.- Mruknął lider.
-Ale...- Jęknął Die. –Zobaczycie, zaraz wejdzie Shin i powie, że Miyu ma ostre zatrucie!
-No, i?- Zapytał Kaoru, ze znużeniem patrząc na drugiego gitarzystę, który zachowywał się jak opętany.
-Nie zastanawiacie się skąd to wiem? Bo to było wczoraj!- Wrzasnął czerwonowłosy, gdy do sali cichutko wślizgnął się Shin z nieszczęśliwą miną.
-Miyu ma zatrucie, ostre!- Die podbiegł do perkusisty, złapał za ramiona i wpatrywał się z napięciem w jego oniemiałą twarz.
-No...- Szepnął przerażony Shinya.
-Mówiłem?! Mówiłem! Ha!- Krzyknął zadowolony gitarzysta. Shin spojrzał na resztę. Toshiya przytknął kciuk do skroni i machnął resztą palców, a Kaoru wzruszył ramionami.
-Zaczynamy.- Zarządził, sięgając po kabel od gitary.
-Jakie zaczynamy? Was nie dziwi, że jest wczoraj?- Die był coraz bardziej przerażony, zaczynając zastanawiać się nad obecną sytuacją.
-Absolutnie. Dziwi mnie tylko to, że w tym wieku masz jeszcze takie kretyńskie pomysły, Andou.- Lider zawsze zwracał się do Daisuke po nazwisku, gdy jego żarty przestawały go już śmieszyć.
-Ale, Kaoru...- Die zaczął gorączkowo przeszukiwać wspomnienia z poprzedniego dnia, by móc udowodnić, że mówi prawdę.
-Die, gdzie schowałeś moje pałeczki?- Mruknął Shinya, przyzwyczajony do tego, że co próbę nie mógł ich znaleźć.
-Właśnie! Ja ich nie schowałem, tylko Kyo. Są w spłuczce w kiblu. I to było wczoraj!- Młodszy gitarzysta znów krzyknął tryumfalnie.
-Kyo?-Lider zwrócił się do wokalisty.
-Są w spłuczce.- Odparł blondyn z ociąganiem, obserwując uważnie Die’a.
-Pewnie to on podsunął ci ten pomysł.- Kaoru natychmiast znalazł satysfakcjonujące wyjaśnienie, ale Kyo pokręcił przecząco głową.
-Oj, przestań. Przecież to niedorzeczne.- Prychnął lider.
-Wiem, nie mam pojęcia, co się dzieje. Chcesz jeszcze jeden dowód? Toshiya pije niesłodzoną kawę, bo zabrakło cukru, zgadza się?- Basista pokiwał głową. –A ja nie mogłem o tym wiedzieć, bo przecież nic o tym nie mówił, a wczoraj się dowiedziałem, bo tej kawy spróbowałem. Jeszcze: Kyo zaraz rozładuje się telefon, a ma do niego dzwonić dziewczyna, mam rację?- Wokalista wyjął komórkę z kieszeni.
-Cholera, macie ładowarkę do Nokii?- W ogóle nie zdziwił go fakt, że Die o tym wiedział.
-No, dobra.- Mruknął Kaoru. –Może jesteś jasnowidzem, nie wiem, ale chyba nie myślisz, że uwierzę w te bajki, że jest wczoraj. Gdyby tak było, to my też byśmy tu przyszli i się dziwili, że znowu nie ma cukru, a Shin by marudził, że ten jego pchlarz ma zatrucie drugi dzień z rzędu.- Wdzięcznie zignorował jęk Shina i kontynuował.- Może miałeś proroczy sen i teraz wydaje ci się, że to była rzeczywistość.- Die zastanowił się chwilę nad jego słowami. Rzeczywiście. Dlaczego tylko on miał ‘syndrom dnia wczorajszego’? Chyba się nie wyspał. Może ma jednak problemy z psychiką, tak, jak zawsze podejrzewała reszta.
-Dobra, nieważne.- Westchnął i sięgnął po gitarę.
Die obudził się rano i po chwili szybko rozejrzał za telefonem. Rzucił pełne nadziei spojrzenie na jego ekran, by tylko potwierdzić swoje przypuszczenie. Znów był drugi lipca.
-Kurwa, kurwa, kurwa!- Wrzasnął, mając ogromną chęć się rozpłakać. Dlaczego było wczoraj? Właściwie, to już przedwczoraj. Jakim cudem trzeci dzień z rzędu jest wtorek? Dlaczego tylko on o tym wie, a reszta zachowuje się zupełnie normalnie, jakby dla nich czas nie cofał się co dwadzieścia cztery godziny o dobę wstecz? To burzy wszystkie prawa fizyki, astronomii, chemii i całej reszty. Co on ma z tym, kurwa, zrobić? Czy do końca życia, o ile to życie się kiedyś w takiej sytuacji skończy, będzie przeżywał w kółko ten sam dzień? Nie miał siły wstać, ale po kilku minutach zwlekł się w końcu z łóżka. Te rewelacje przytłoczyły go do tego stopnia, że zapomniał nawet się uczesać przed wyjściem. Co ma powiedzieć chłopakom, żeby mu uwierzyli? Obojętnie, co im powie, i tak nie uwierzą. On też by nie uwierzył, przecież to chore ... Może on jest chory. Wyobraził sobie, jak leży na kozetce, obok siedzi miła pani w okrągłych okularach na nosie i z notesem w ręku, a on mówi jej, że jest wczoraj. Wchodząc do windy zaczął się tak histerycznie śmiać, że aż się rozpłakał. Wszedł do sali, mając nadzieję, że Toshiya wcale nie będzie pił kawy, Kyo nie będzie siedział na parapecie, a Kaoru nie będzie palił papierosa. Znów omal się nie rozpłakał, uświadamiając sobie swoją bezradność.
-Tak, wiem. Shinya zawozi szczura do weterynarza, bo ten ma ostre zatrucie. Nie ma cukru i Tot pije niesłodzoną kawę. Aha, Kyo, telefon zaraz ci się rozładuje.- Powiedział zmęczonym tonem, siadając na kanapie.
-Die...- Zaczął Kaoru, ale ten mu przerwał.
-Wiem to, bo jest wczoraj. I wczoraj też mi nie wierzyliście, że jest wczoraj, więc dajcie mi spokój.- Odparł spokojnie, choć mało brakowało, by głos zaczął mu drżeć. Reszta spojrzała na niego, nie wiedząc, o co mu chodzi. Przez kilka minut nikt się nie odzywał, dopóki w sali nie pojawił się Shinya.
-Kyo schował twoje pałeczki do spłuczki.- Poinformował go Die.
-Skąd wiesz?- Zdziwił się wokalista, do tej pory przeżywający rozładowaną baterię.
-Już mówiłem. Jest wczoraj. Tak, wiem, to niedorzeczne. Zacznijmy już grać.- Kaoru na te słowa wzruszył ramionami i nie skomentował.
Die ciągle się mylił i w pewnym momencie jego frustracja osiągnęła taki poziom, że zaczął tłuc swoją gitarą w ścianę. Nawet, jeśli do tej pory nie był chory psychicznie, to przez tą sytuację z pewnością wyląduje w psychiatryku. Odłożył totalnie zmasakrowaną ESP i ignorując oburzone krzyki lidera wyszedł z sali.
Było późno, gdy wrócił z baru. W jego pijanym umyśle pojawił się pomysł na zakończenie tej chorej sytuacji, ale zasypiając, nie miał siły, by się nad nim zastanowić.
Obudził się bez śladu kaca. Nie spojrzał na telefon. Odbył poranną toaletę, zjadł śniadanie, pojechał do studia i wszystko byłoby zajebiście, gdyby Toshiya nie pił kawy, Kaoru nie palił, Kyo nie siedział na parapecie, Shinya w ogóle by był, a jego gitara nie stała nienaruszona na stojaku. Nie witając się, ani żegnając z resztą zrobił w tył zwrot. Zbiegając po schodach zastanawiał się w jaki sposób ma popełnić samobójstwo. Mógłby strzelić sobie w głowę, ale nie miał pistoletu. Mógłby się pociąć, ale nie był Kyo. Mógłby się rzucić pod samochód, ale to nie gwarantowało mu pewnej śmierci. Stwierdził, że najlepszym sposobem będzie nafaszerowanie się tabletkami. Udał się do najbliższej apteki, zaśmiewając z łatwości, z jaką przyszła mu decyzja o zabiciu się. Musiał być naprawdę zdesperowany. Przekraczając próg apteki pomyślał o czymś, co prawie zwaliło go na kolana: Co, jeśli jutro znowu będzie dzisiaj? Do tej pory nawet nie brał takiej ewentualności pod uwagę. Odsunął jednak od siebie tą myśl, czując, że właśnie odkrył coś straszniejszego niż śmierć i wszystkie tortury świata. Był zamknięty w jakiejś cholernej pułapce czasu i jedynym sposobem, który wydawał mu się w miarę sensowny, by się z tej pułapki uwolnić, to po prostu się zabić. Kupił półroczny zapas środków nasennych i wrócił do domu. Nalał wody do szklanki i zaczął pochłaniać białe pigułki. Wtedy dopiero zdał sobie sprawę z tego, co za chwilę nastąpi. Stwierdził jednak, że woli nie żyć wcale, niż by jego życie miało wyglądać właśnie tak. Nigdy nie myślał, że kiedyś będzie się tak cieszył, wiedząc, że za chwilę umrze.
-Die, wstawaj! Co ty sobie wyobrażasz? Wczoraj uciekasz z próby, dzisiaj nie przychodzisz wcale, a na dodatek nie masz na tyle rozumu, żeby zamknąć drzwi! Człowieku, ty jakiś chory jesteś?- Kaoru darł mu się nad uchem, zdzierając z niego kołdrę, ale Die mało rozumiał z jego słów.
-Jaki dzisiaj dzień?- Spytał, niecierpliwie wpatrując się w twarz kumpla.
-Środa.- Odparł zbity z tropu lider. Daisuke zaczął się śmiać, po czym rozpłakał się ze szczęścia.
|
|